Jedziemy wlasnie pociagiem z Krakowa do Wawy. Wars zapchany. G. Stoi w kolejce do baru, ja pilnuje miejsca w polowie wagonu. Nie ruszylismy jeszcze, ludzie sie rozkladaja na fotelach, jest taka atmosfera „a wiec to z Toba spedze najblizsze 3 godziny”, uprzejmosci, kac niedzielny, te sprawy. G. Krzyczy z baru, jaka chce jajecznice. Nie mam menu, wiec odkrzykuje A JAKIE SA?
– SZEFA KUCHNI, NA MASLE, POLSKA, ANGIELSKA, WIEJSKA…
– TO JA WIEJSKA POPROSZE.
– SERIO? JEDEN DZIEN W KRAKOWIE I JUZ CHCESZ WIEJSKA?
W Warsie zapada cisza, kilka glow podnosi sie z nad czasopism i patrzy wyczekujaco na mnie.
Czy ktos moglby odebrac z dworca w Wawie nasze zwloki?