Mężczyźni lubią się czuć potrzebni
…ale jest to uczucie, którego w pełni nie zaznał żaden z moich mężczyzn.
Jak poderwać, jak zbałamucić, jak uszczęśliwić i jak rzucić.
…ale jest to uczucie, którego w pełni nie zaznał żaden z moich mężczyzn.
Po prostu nie ma czegoś takiego jak zdrada w rozumieniu partnerskim, miłosnym, seksualnym. Nie ma jej. Jest z definicji niemożliwa. Mój słownik nie zawiera takiego pojęcia.
Jakiś czas temu spotkałam na mieście kumpla, którego nie widziałam rok i który na ostatnim spotkaniu chwalił się, że jego dziewczyna jest w ciąży.
Drodzy panowie, jeśli dziewczyna nie ma problemu z tym, żebyście ją odwiedzili, gdy jest chora, to możecie mieć absolutną pewność, że jesteście w jej friend-zone i seksu nie będzie. Nawet gdy ona wyzdrowieje.
To odróżnia człowieka od zwierząt, że mamy samoświadomość i głębokie uczucia.
Świat się wali, że muszę stawać w obronie feministki ;) Ale Kazimiera Szczuka jest tu po właściwej stronie i niestety coś, co po internecie krąży jako „błyskotliwa riposta Michała Koterskiego” wcale taką błyskotliwą ripostą nie jest.
Intrygować. To takie ładne słowo. I tak jest blisko intrydze jako wprowadzaniu w błąd lub komplikacji – a przecież tu zupełnie nie o to chodzi.
Zainspirowała mnie do tej notki rozmowa z dzisiejszej telewizji śniadaniowej.
Psychologowie wymyślili na to nawet jakieś mądre słówko. Chyba emotion-junkie czyli ćpun uczuć. Ale ja w te definicje, syndromy i inne przypadłości się nie bawię. Każdy z nas ma w sobie potencjał do odkrywania przyjemności w emocjach – zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych.
„Zapraszam” to takie niebezpieczne słowo, z którym powinno się być ostrożnym, jeśli nie ma się grosza przy duszy. Podobnie jest zresztą z pozornie niewinnym „czego się napijesz?”.