O czym marzy moje mieszkanie
Prowizorki trzymają się najdłużej. To prawda. Tak boleśnie prawdziwa prawda, że postanowiłam z tym powalczyć i sukcesywnie jednak urządzać moje mieszkanie, które – od kiedy się wprowadziłam – właściwie stoi w miejscu.
Prowizorki trzymają się najdłużej. To prawda. Tak boleśnie prawdziwa prawda, że postanowiłam z tym powalczyć i sukcesywnie jednak urządzać moje mieszkanie, które – od kiedy się wprowadziłam – właściwie stoi w miejscu.
Nie lubię wyrzucać drewna a ostatnio też okazało się, że nie lubię wyrzucać terakoty.
Mam wymarzony bar między kuchnią a pokojem, ale nie mogę się w pełni cieszyć jego urokiem, bo ciemno u mnie jak w jaskini. Ciągle nie mogę się zdecydować na oświetlenie, bo mam wrażenie, że to będzie bardzo istotna decyzja dla atmosfery mojego mieszkania.
Większość ludzi, którzy wymyślają sobie kolorystykę nowego mieszkania, skupia się na powiększaniu przestrzeni lub spójności barw. Wymyślamy sobie na przykład dwa lub trzy kolory, które mają dominować we wnętrzu.
Nie jest jeszcze skończone, bo nie mam właściwie mebli, ale kuchnia i łazienka są prawie gotowe. Na tyle gotowe, że mogłam się przeprowadzić i teraz jestem mieszkanką Powiśla.
Kupiłam w Czaczu piękną retro-lodówkę. Kremową, z klamkami i zaokrąglonymi krawędziami. Tak piękną, że śniła mi się po nocach, wkomponowana w moją nienarodzoną jeszcze, biało – drewnianą kuchnię, wypełniona jajkami, majonezem, colą, Jackiem i lodem.
Jest taka miejscowość pod Poznaniem, w której ogarnia mnie szał zakupowy większy, niż gdyby mnie zamknąć w dowolnym centrum handlowym z najlepszymi markami ciuchów.
Remontuję to cholerne mieszkanie do grudnia. I od grudnia, za każdym razem, gdy ktoś spyta „kiedy planujesz się wprowadzić?”, odpowiadam „za miesiąc”.
Stało się. Moje poszukiwania dobiegły końca. Mogę z ulgą odpocząć i nie trwonić czasu na nieodpowiednich mężczyzn, którzy – choć często dobrze rokowali – zawodzili mnie później na którym z etapów.
Spędzamy dziś z Fash i Kominkiem nasz pierwszy dzień w Lizbonie na zaproszenie Bastardo! Wykrzyknik na końcu nie jest próbą wykrzyczenia Wam tej informacji. To część nazwy wina Bastardo! No właśnie. :) Dopiero co dolecieliśmy, więc nie zdążyliśmy nic w mieście zobaczyć.